Westerplatte – miejsce owiane legendą bohaterstwa żołnierza polskiego.
Z wiedzy wyniesionej ze szkoły wiemy wszystko – że dowodził mjr. Sucharski oraz mamy obraz masy zabitych żołnierzy, którzy walczyli przez 7 dni morderczych walk z najeźdźcą hitlerowskim. Nie mam nic przeciwko legendom czy mitom, ale chciałbym by pewne kwestie związane z obroną Westerplatte przedstawić w innym świetle – bowiem sprawiedliwość wobec historii należy oddać innemu dowódcy.
Historia obrony polskiej składnicy rozpoczyna się jeszcze przed 1 września, wtedy to ppłk. Sobociński (szef Wydziału Wojskowego Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku) przekazał dowódcy obrony polskiej placówki majorowi Henrykowi Sucharskiemu informację o tym, że gdy armia polska będzie przegrywać w starciu z Wermachtem (przekazał to niemal jako pewnik) – wówczas to nie nadejdzie spodziewana odsiecz dla Westerplatte. Z pozoru to ważna informacja i dla niektórych wyda się być przełomowa w ocenie zachowania Sucharskiego, jednak kilka faktów przesądzi o ostatecznej ocenie dowódcy składnicy, o czym dalej.
1 września o 4:48 rozpoczął się ostrzał pancernika Schleswig-Holstein w kierunku polskiej placówki. Otóż należy dodać, że ostrzał z pancernika był bardzo nieskuteczny. Zbyt duży kaliber dział i pocisków – 280 czy 150 mm nie pozwalał na celny ostrzał. Z prostego powodu, ostrzał prowadzono za blisko placówki i pod złym kątem. Tak duże działa nie są celne na tak bliską odległość i przynoszą więcej huku niż strat.
A jeśli dodamy do tego znakomite fortyfikacje zbudowane do obrony Westerplatte, wówczas ujrzymy naprawdę silną twierdzę, wobec której tylko naloty samolotów mogły przynieść korzyści dla wroga i to też w okrojonym stopniu. Ze względu na bliskość niemieckiego Gdańska,a także dlatego że pociski z samolotów eksplodowały w koronach drzew – nie wyrządzając większych krzywd Westerplattczykom. Pozostała więc walka piechoty na piechotę, w której Polacy mieli przewagę przez znakomite wyszkolenie polskiego żołnierza naprzeciw pospiesznie szkolonemu rekrutowi niemieckiemu. Kolejnym atutem było dobre uzbrojenie obrońców placówki(nie gorsze od siła ognia dysponowaną przez piechotę niemiecką), a także fakt że Westerplatte nie było ważnym punktem ataku niemieckiego i wysłano tam w większości oddziały paramilitarne z Gdańska. Dodatkowym plusem dla obrońców był fakt, że Niemcy nie mieli zielonego pojęcia co do faktycznego stanu liczbowego załogi, uzbrojenia czy zbudowanych umocnień na składnicy. Wszystkie fortyfikacje były budowane w najgłębszej tajemnicy, a gęste zalesienie obszaru powodowało brak nawet dokładnych zdjęć lotniczych co do rozlokowania budynków.
Już 2 września mamy do czynienia z wydarzeniem, którego próżno szukać w podręcznikach historii. Otóż Sucharski przechodzi załamanie psychiczne po nalocie niemieckim i śmierci swojego ordynansa Józka Kity i wydaje rozkaz wywieszenia białej flagi na Westerplatte. On nie chciał już bronić składnicy i świadczyć przykładem dla całego kraju, chce po 24 godzinach oddać posterunek. Bowiem w jego przekonaniu wykonał pierwotny rozkaz by utrzymać posterunek przez 24 godziny. Gdy tylko wiadomość ta dotarła do kapitana Dąbrowskiego – zastępcy Sucharskiego, sam Dąbrowski lub któryś z żołnierzy zdjęli białą flagę z koszar. Kapitan Dąbrowski jak i prawie wszyscy żołnierze chce dalej walczyć. W rozmowie z mjr. Sucharskim, Dąbrowski był wściekły podkreśla, że w sytuacji kiedy on i żołnierze są gotowi do walki, Sucharski chce poddawać składnice.
Nagle w trakcie rozmowy na wieść o tym, że z rozkazu Dąbrowskiego biała flaga została zdjęta z koszar, Sucharski dostaje ataku epilepsji – fakt długo ukrywany przed wszystkimi Polakami. Major zaczął coś bełkotać z pianą na ustach i mieć drgawki. Natychmiast wezwano lekarza – kpt. Słabego, który zastrzykiem uspokoił Majora po czym przywiązano go do łóżka pasami.
Na podstawie tego faktu, można uznać że o ile do 2 września dowodzili wspólnie to od tego momentu dowodził już tylko kpt. Dąbrowski. Dąbrowski zachował się względem swojego przełożonego lojalnie, bowiem tylko kilka osób wiedziało o przypadłości majora, a rozkazy wychodziły do żołnierzy tak jakby nadal solidarnie dowodzili.
Po 2-3 dniach Sucharski doszedł trochę do siebie, lecz nadal jak cień krążył po składnicy, oraz namawiał oficerów i podoficerów do szybkiej kapitulacji. 5 i 6 września Sucharski zwoływał narady, mające przesądzić o poddaniu Westerplatte. W czasie ostatniej narady słuchając argumentów Sucharskiego dlaczego trzeba poddać placówkę, Dąbrowski wyszedł w trakcie jego przemowy z narady. Sucharski zdecydował się poddać składnicę, i 7 września po raz drugi w oknach koszar zawisła biała flaga.
Major jako powody kapitulacji podawał: dużą liczbę rannych żołnierzy, brak amunicji, brak żywności i najbardziej absurdalne- załamanie moralne załogi. Sytuacja rysowała się zgoła inaczej. Bowiem po kapitulacji polskiej składnicy, znaleziono tam zapasy amunicji i żywności, a poległo zaledwie 15 żołnierzy. Z czego 5 żołnierzy zginęło z rąk kolegów, którzy chcieli dalej walczyć.
Major Sucharski poszedł negocjować do Niemców warunki kapitulacji, ponieważ nikt inny nie chciał tego zrobić. Powyżej macie zdjęcie Majora gdy poszedł do Niemców z kapitulację, oczywiście na użytek propagandy niemieckiej Major wystąpił już bardziej strojnie.
Relacja jednego z obrońców Westerplatte por. Z. Kręgielskiego:
„Sucharski poszedł poddawać załogę Westerplatte, wraca po jakiejś godzinie, przebrany w mundur wyjściowy i przy szabli. Okazało się, że generał Eberhardt wręcza mu szablę jako dowód uznania za bohaterstwo załogi…
Głupia sprawa wyszła: Dąbrowski na Grodeckiego, Grodecki na Dąbrowskiego i obydwaj na mnie – ja na nich, Mietek Słaby też na nich – na miłość boską co jest? Jak?
Natomiast wtedy zdobył się Sucharski na dozę szczerości, było mu tak nieprzyjemnie.
I mówi: Słuchaj Kuba(pseudonim Dąbrowskiego), ta szabla Tobie się należy. Ale ja po wojnie wszystko ujawnię.” Niestety Sucharski zmarł tuż po wojnie, a w jedynym wywiadzie który udzielił wszystkie zasługi przypisał sobie, ale o tym za chwilę.
Natomiast Dąbrowski prowadził swoich żołnierzy do niewoli, szedł na czele a wszyscy solidarnie za swoim prawdziwym dowódcą. Jak poniżej:
Po latach obrońcy Sucharskiego dowodzili, że decyzja o kapitulacji 2 września była mądrą decyzją. Argumentując to jego wiedzą o braku odsieczy Armii Polskiej na Westerplatte i wykonaniu rozkazu obrony przez 24 godziny.
I tutaj mamy również kontrargument przeciw Sucharskiemu, ponieważ systematycznie od 1 września Polska Agencja Prasowa i Polskie Radia informowały społeczeństwo o samych sukcesach na froncie i często o ucieczkach Niemców z pola walki. Załoga Westerplatte miała łączność radiową co dawało żołnierzom składnicy dalszej motywacji do walki i spodziewanej szybkiej odsieczy. Ponadto musieli czuć dumę, gdy słyszeli komunikaty radiowe „Westerplatte broni się nadal!”. Kapitanowi Dąbrowskiemu zwolennicy Sucharskiego zarzucili jeszcze, że decydując się na dalszą obronę narażał żołnierzy na śmierć.
W tym aspekcie również się nie zgadzam, bowiem obrona Westerplatte obrosła już we wrześniu 1939 w miano legendy. Nie będę się kłócił jakie miała znaczenie strategiczne w całości kampanii, ale chciałbym zaznaczyć jedną rzecz. Gdybym w 1939 r. jako prosty żołnierz, usłyszał w radiu o broniącym się 7 dni Westerplatte na pewno zadziałałoby to na mnie mobilizująco. Już nie chodzi tylko o zwykły podziw dla tych ludzi, ale też naszą narodową cechę – przekorę „Ja też tym Niemiaszkom pokaże, nie będę gorszy!” i ” Ja bym nie dał rady?”, mam nadzieje że wiecie o co mi chodzi.
Jak już wcześniej wspomniałem Sucharski po kapitulacji dał słowo honoru, że ujawni prawdę kto tak naprawdę dowodził na Westerplatte. Niestety podczas jedynego wywiadu przed śmiercią nie wspomniał ani słowem o kpt. Dąbrowskim a wszystkie zasługi w obronie Westerplatte przypisał sobie, nie dotrzymał słowa honoru danego oficerom na Westerplatte. Tak już mu było do twarzy w tej legendzie, że zapomniał o swojej przysiędze. Sucharski zmarł w 1947 r. jako bohater narodowy, w moim zdaniu nie zasługiwał i nie zasługuje na to miano – choćby za bałwochwalcze wynoszenie się na piedestał historii.
W PRL dziwne mogłoby się wydawać gloryfikowanie majora Sucharskiego, jednak jeśli przyjrzymy się pochodzeniu obydwu dowódców to otrzymamy odpowiedź również i na tę zagadkę. Dąbrowski miał pochodzenie szlacheckie, a Sucharski takich spowinowaceń nie miał, pochodził bowiem z chłopskiej rodziny przez co był czysty klasowo – dla nowych robotniczo-chłopskich władz Polski. Franciszek Dąbrowski po wojnie wydał książkę na temat Westerplatte, lecz komunistyczne władze zadbały o wydanie innej książki, która gloryfikowała majora Sucharskiego. Po napisaniu książki w której nie poruszał kwestii dowodzenia od razu pojawiły się głosy, że przypisuje sobie zasługi Sucharskiego. Dąbrowski został wyrzucony z armii i dostał zakaz osiedlania się na wybrzeżu, mimo to nie upominał się o uznanie swoich zasług oraz nie użalał się nad swoim losem. Przez śmiercią powierzył dopiero swoją Tajemnice Westerplatte redaktorowi J. Roszko.
Dopiero w 1958 r. Dąbrowski spisał swoje wspomnienia, a związane to było z honorową przysięga, którą złożyli oficerowie w tej sprawie na Westerplatte. Dlaczego tak późno? Ponieważ oficerowie będący we wrześniu na Westerplatte przysięgli że nie będą nic mówić o sprawie dowodzenia dopóki sam Sucharski nie wyjaśni sprawy.
Częste przedstawianie postaw pozytywistycznej Sucharskiego i romantycznej Dąbrowskiego mija się z celem, ponieważ dziś czcimy postawę, która w tamtym czasie pozwoliła na zbudowanie legendy i moralne podniesie narodu- romantyzm Dąbrowskiego. Myślę, że strata zaledwie 15 żołnierzy jest kolejnym sukcesem Dąbrowskiego, tak minimalne straty, a rzeczywiste zyski moralne były niewspółmiernie wysokie na rzecz tych drugich. Jestem niemal pewien, że Dąbrowski widział po swoich żołnierzach, że chcą dokonać czegoś wielkiego, czegoś o czym by mówiło się przez lata. A także dlatego, że Polska dopiero co wróciła jak feniks z popiołów na mapy. Niesprzedanie skóry łatwo i bycie natchnieniem dla pozostałych kolegów bijących się w kraju, wiadomości za pośrednictwem Radia Warszawa o treści: „tu polskie Radio Warszawa – Westerplatte broni się nadal!” docierały do każdego zakątka naszej Ojczyzny i były wsparciem i napawały poczuciem dumy wszystkich Polaków – nas również dziś też mimo wszystko powinny!
Ostatnim słowem śmiem powiedzieć, że gdyby nie Dąbrowski nie moglibyśmy mówić o tym ważnym miejscu bohaterstwa żołnierza polskiego. Bo czy ktoś mówiły o obronie, która trwała jeden dzień? Nie jest uczciwe budowanie legendy mjr. Sucharskiego kosztem kpt. Dąbrowskiego i nazywaniem szkół, czy ulic nazwiskiem Majora. Zamiast nazwiska Sucharskiego te wszystkie ulice czy szkoły powinny mieć patrona w osobie kapitana Franciszka Dąbrowskiego, który był dobrym duchem walki, obrony i tylko honor oficerski (którego zabrakło Sucharskiemu) kazał jemu i innym żołnierzom tak długo ukrywać prawdę.