Tagi

, , , , , , , , ,

w108manewryGenerał Franciszek Kleeberg zasłużył na szczególne miejsce w narodowym panteonie, nie tyle dzięki sukcesom na polu walki ale ze względu na niespotykaną często u polskich dowódców oceną sytuacji i rozsądnym rozdysponowaniem swoich oddziałów (co jak wiemy często się nie zdarza). Swoje zadania jako dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” realizował wytrwale z niezłomną determinacją, miał to coś co zabrakło Kutrzebie w czasie Bitwy nad Bzurą – charakter.
Zacznijmy od samego początku  – Generał Franciszek Kleeberg nie miał szczęścia ani w życiu, ani w historii. Po pierwsze nosił nie polskie, lecz jak utrzymywał szwedzkie nazwisko po jakimś praprzodku, który w latach „potopu” spóźnił się na łódź powrotną przez Bałtyk. Został w Polsce i się w niej zakochał. Po drugie był rudy, co w Polsce jest tradycyjnie niewłaściwe – no chyba że chodzi o czołg. Po trzecie i najważniejsze – był wybitnie uzdolnionym, a na dodatek wybitnie pracowitym człowiekiem. Studiował bowiem w: Akademii Wojskowo-Technicznej w Mödling, Szkole Sztabu Generalnego w Wiedniu, Francuskiej Wyższej Szkole Wojennej, Centrum Wyszkolenia Piechoty w Wersalu, Centrum Wyszkolenia Artylerii w Metzu oraz był dyrektorem nauk w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Kleeberg nie był tylko wybitnym teoretykiem wojskowości, lecz również praktykiem – miał za sobą walkę w III Brygadzie Legionów Polskich, Wojnę o Niepodległość w 1920 r. oraz wszystkie możliwe oznaczenia z Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari na czele. Paradoksalnie jego wybitne zdolności okazały się przeszkodą do wyższych stanowisk i kariery. Warto zaznaczyć, że miał nosa do czytanych i polecanych innym oficerom lektur. Bowiem to polecana przez niego książka „Achtung Panzer!” autorstwa generała niemieckiego Heinza Guderiana, znalazła swoje użycie w przyszłym teatrze działań II wojny światowej. Jak pokaże przyszłość ten najwybitniejszy niemiecki generał opisał w niej teorię tzw. „Blitzkriegu”, czyli wojny błyskawicznej przy użyciu i współdziałaniu – sił lądowych, powietrznych i morskich. Która to teoria pozwoliła Wehrmachtowi na osiąganie sukcesów militarnych w Polsce, Francji, Jugosławii i w Związku Sowieckim.
kleebergpulkowniki
Czemu Kleeberg mimo takich zdolności i odznaczeń nie odegrał ważniejszej roli w wojnie 1939 r.? Odpowiedzi na to pytanie należy upatrywać w manewrach wojskowych rozegranych 1927 r. Otóż przewrotny los na przeciwnika znanego w wojsku – generała legionowego Stefana Dęba-Biernackiego (przyszłego dowódcę Armii Prusy). Kleeberg zamiast ulec przez wpływowym przeciwnikiem, wygrał swą grę wojenną wręcz ośmieszając niekompetencję i nieudolność wielkiego konkurenta. Na oczach generalicji i Marszałka Piłsudskiego, obnażył nieudolność Dęba, który stał się obiektem drwi kolegów generałów. Natomiast Marszałek dumny z młodego pułkownika natychmiast awansował go do stopnia generała (jak się później okazało miał to być jego ostatni awans). I taki był koniec wielkiej kariery wojskowej gen. Kleeberga. Bowiem w 1935 r. Piłsudski zmarł, a gen. Dąb-Biernacki „rył” pod Kleebergiem i zatrzymał jego dobrze rozwijającą się karierę wojskową. Kleeberga omijały ważne funkcje administracyjne w wojsku i awanse. Dalej utracił dowództwo DOK w Grodnie, gdzie zdążył się zadomowić i zakupił maleńki mająteczek. Został złośliwie przeniesiony do DOK w Brześciu – na obrzeża służby i zbliżającej się wojny. W tej zbliżającej się ciężkiej próbie dla Polski gen. Kleeberg miał bowiem odegrać żadną rolę – pozbawiony praktycznie wojska i nowoczesnej broni, miał na Polesiu jedynie podziwiać zwycięstwa polskich dowódców (m.in Dęba-Biernackiego – dowodzącego największym polskim związkiem taktycznym w wojnie 1939 r. – Armią Prusy). Zemsta Dęba-Biernackiego wypełniała się, a Kleeberg doskonale rozumiał sens szykany. Żołnierze Kleeberga rozumieli co przeżywa i spekulowali że gdyby stanął do raportu u Naczelnego Wodza Marszałka Rydza-Śmigłego, powiedział co się dzieje wówczas Marszałek jednym rozkazem odmieniłby jego los (na zdjęciu poniżej Kleeberg (pierwszy z prawej) wraz z Marszałkiem Śmigłym (pierwszy z lewej)). Ale Kleeberg może z uwagi na swą szwedzką krew, a może już polskie poczucie godności i honoru, nigdy nikomu się nie poskarżył. Jednak we wrześniu 1939 r. upomniała się o niego historia i nadarzyła się okazja, by wrócić na pierwszą linię równie szybko, co niespodziewanie.
PIC_1-W-581
Oto opuszczający zagrożoną Warszawę w pierwszych dniach września 1939, Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły, pierwsze kroki skierował do tzw. Twierdzy brzeskiej. Stąd liczono, że podejmie dowodzenie frontami kompanii. Problem polegał na tym, że jak relacjonował mjr dypl. Tadeusz Grzeszkiewicz, szef Oddziału III (operacyjnego) w sztabie Kleeberga, Naczelny Wódz w obawie przed dekonspiracją jego miejsca pobytu zakazał rozwijania masztu radiostacji. Tak więc głównodowodzący siedzieli w lochach twierdzy i biernie czekali na wieści ze świata. Po kilku dniach pojawił się w Brześciu oficer – major, który na motorze przywoził meldunki z frontu wojennego. Grzeszkiewicz zaprowadził go do Kleeberga, a ten natychmiast skierował się wraz kurierem do kwatery Naczelnego Wodza. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że Śmigły rozgrywa partię w karty i prosi zaczekać godzinę. Ta scena którą po latach ze łzami w oczach opowiadał Grzeszkiewicz, nosiła w sobie dramat w jakim położeniu znalazła się Polska w 1939 r. Widząc po meldunkach o beznadziejnej sytuacji na frontach i cofaniu się Armii Polskiej na wszystkich odcinkach, a przy tym o takiej bierności Śmigłego – nagle gen. Kleeberg ukląkł i zaczął się modlić. Ukląkł także ów kurier major, uklękli Grzeszkiewicz i adiutanci Śmigłego. W sali zrobiło się cicho. I na tę scenę otworzyły się drzwi i stanął w nich marszałek Śmigły. Nikt nawet się nie poruszył, żadna pochylona w modlitwie głowa się nie uniosła. Marszałek stał z kartami w rękach i patrzył. Po chwili cofnął się, jakby rozumiejąc, że nie pasuje do tego obrazu po czym cicho zamknął drzwi. Ta scena dla mnie jest symbolem dramatu położenia Polski i kompromitacji wyższego dowództwa co do strategii całej kampanii, spośród którego tylko kilku wyższych wojskowych okazało swoje talenty na polach bitew we wrześniu.

3.Kleeberg%20Franciszek%20Następnego dnia tj 9 września gen. Kleeberg został dowódcą nowo powołanej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”.
W jej skład weszły między innymi: załoga twierdzy Brześć, zgrupowania operacyjne „Kobryń”, „Drohiczyn”, „Jasiołda”, grupa jednostek KOP z regionu Pińska, trzydzieści lekkich czołgów z twierdzy w Brześciu, dwa pociągi pancerne, jednostki artylerii, kilka samolotów z eskadry szkoleniowo-rozpoznawczej oraz żołnierze i marynarze Flotylli Pińskiej. Z czasem do SGO „Polesie” dołączyły w czasie wojennej zawieruchy jednostki z 60 Dywizji Piechoty „Kobryń”, nowo utworzona 50 Dywizja Piechoty „Brzoza”, Dywizja Kawalerii „Zaza” oraz Podlaska Brygada Kawalerii. Oddziały te choć silne na papierze, w większości nie miały pełnych stanów do tego broń którą walczyli była niepierwszej młodości. Całość zgrupowania szacowana jest na ok. 20 tys. osób, co odpowiadało składowi jednej dywizji piechoty w pełnym stanie osobowym. Mając takie siły Kleeberg miał zapisać się na kartach historii np. najbardziej znaną – Bitwą pod Kockiem. Nim to jednak nastąpiło, musiał odpierać niemieckie uderzenie z kierunku Prus Wschodnich – pod dowództwem gen. Heinza Guderiana (to kolejny grymas historii). Kleeberg dał się poznać jako uważny czytelnik rozważań niemieckiego wojskowego i bronił swoich linii z pomysłem oraz rozwagą. Dodatkowo ku zaskoczeniu strony niemieckiej, mimo ciągłych ataków czołgów niemieckich, oddziały SGO potrafiły zdobywać się na kontruderzenia.

Wszystkie rachuby wojenne przekreśliła napaść Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 r. Wobec czego SGO zgodnie z rozkazami Naczelnego Wodza, miała wycofać się na południe w kierunku granicy z Węgrami/Rumunią. Niestety, ten plan pokrzyżowali Sowieci meldujący do Moskwy o „polskich bandach” w sile dwóch dywizji, do których zniszczenia ściągali coraz większe siły. Strona polska, przekonana o swej przewadze, zdecydowana była wyrąbać sobie drogę siłą, o czym wręcz uprzedzano Rosjan w pertraktacjach pod Kowlem. waaraZresztą szkoda, bo w historii wojny 1939 r. brakuje tej jednej wielkiej bitwy z Sowietami, która przypomniałaby w dalszych latach wojny Aliantom i polskim władzom na emigracji, że Polskę zniszczyła współpraca niemiecko-sowiecka. Decyzją Kleeberga do wielkiej bitwy pod Kowlem nie doszło, dochodziło jednak do potyczek z niewielkimi oddziałami sowieckimi czy bojówkami ukraińskimi. Warto dodać mało znany fakt, jakim jest obecność kilkudziesięciu jeńców sowieckich w oddziałach SGO. Bowiem to po pojmaniu przez polskie siły, jeńcy decydowali się walczyć ochotniczo w polskich szeregach. We wspomnieniach kleebergczyków można znaleźć opinie, że ich rosyjscy towarzysze broni bili się doskonale i do końca kampanii. Jaki spotkał ich los po kapitulacji SGO? Na pewno tragiczny.

Wracając do tematu Generał nie zdecydował się na marsz w kierunku południa, a skierował swą rosnącą grupę na zachód – na pomoc walczącej Warszawie. Niestety nim dotarł Warszawa ta padła, wobec czego wyznaczył nowy cel jakim było przejęcie magazynów wojskowych w Stawach pod Dęblinem i kontynuowanie walki w Górach Świętokrzyskich. W drodze po uzupełnienie zapasów i broń, wpadają na wojska niemieckiego XIV Korpusu Zmotoryzowanego gen. Gustawa von Wietersheima. 2 października Niemcy wydają zgrupowaniu Kleeberga bitwę w okolicach Kocka, Adamowa, Krzywdy i Woli Gułowskiej. W znacznej części – bitwę zwycięską przez stronę polską, mimo braku czołgów, lotnictwa oraz małych zasobów amunicji i artylerii. Gdy 5 października Hitler przyjmuje w Warszawie wielką defiladę zwycięstwa w Alejach Ujazdowskich (na zdjęciu z prawej), af-wa-colzwycięski Kleeberg kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa – rozrzuca na polach Adamowa, Krzywdy i Woli Gułowskiej dwie niemieckie dywizje – prowadząc swoje boje w oparciu o duże kompleksy leśne. Nieco ponad sto kilometrów od Hitlera nadal trwa, zdawałoby się dawno zakończona wojna. Próżno tego faktu szukać w niemieckich dokumentach.
Milczy o tej spóźnionej bitwie szef niemieckiego sztabu generalnego gen. Franz Halder, ponieważ wg. niemieckiej propagandy Wehrmacht rozbił doszczętnie Armię Polską.

Oddaje głos żołnierzowi gen. Kleeberga Jerzemu Znosko, który tak relacjonował pierwsze dni bitwy pod Kockiem: „Kleeberg podejmował właściwe decyzje o dyslokacjach swoich oddziałów. O miejscach postoju, o miejscach do marszu i tak miał przegląd obszaru walki. Miał oczy które widziały więcej i on z tego bardzo rozsądnie, bardzo inteligentnie korzystał. Niesłychanie inteligentnie i wybitnie taktycznie przeprowadzał swoje zwarcie z niemiecka dywizja zmotoryzowana. Mianowicie na zachodzie wyznaczył Podlaskiej Brygadzie Kawalerii, w której myśmy byli – zadanie ochrony od zachodu, bo słusznie przewidywał, że nastąpi próba oskrzydlenia z dwóch stron. Czyli wzięcie SGO w kocioł. I Kleeberg wciągał na północy Niemców i planowo ustępował teren, Niemcy zdobywali ten teren a na południu stawiał opór i przygotowywał uderzenie ze swoich rezerw, czyli zmieniał front. Ruszyło kontrnatarcie oskrzydlające Niemców w tym przypadku, natarcie w sile Brygady Kawalerii i 1 batalionu zmotoryzowanego na linijkach (chłopskich wozach, wóz drabiniasty który służył do wożenia zboża, drabiny zdjęte, zostaje linijka, 2 konie i 8 żołnierzy ze sprzętem, swoim wyposażeniem). Nasza kawaleria dojechała do pozycji Niemców, wówczas w szarży wycięła w pień osłonę sztabu oraz dowódców niemieckich kompanii ciężkich karabinów maszynowych. Dalej kawaleria wycięła w pień osłonę i załogę 2 baterii artyleryjskich, funkcjonujących jako osłona sztabu generała Otto dowodzącego strona niemiecka. Mało brakowało, by dostał się w niewolę bowiem nagle Otto dostał droga radiowa natychmiast te meldunki o sukcesach Polaków – od tych którzy jeszcze nie dostali po łbie szablą. No i Niemiec zgłupiał. Zaczął zadawać sobie pytania: Co się dzieje? Kto go atakuje dlaczego go atakuje? Dlaczego jest tak blisko? 1796746_612060992197811_1014636497_oDlaczego jego osłona jest wycięta w pień? Zgłupiał totalnie, musiał zgłupieć zresztą. Gen. Otto brał tęgo w skore i zaczął szanować to wojsko oraz tego dowódcę – przeciwnika. Zaczął szanować ten manewr i zdawał sobie sprawę, że dzieje się coś czego on nie rozumie i nie ma przeglądu sytuacji. Ni z gruszki ni z pietruszki wyszło natarcie, które zagroziło i jego tyłom i miejscu dowodzenia”.

Jak widzimy Kleeberg potrafił oszukać bardzo dobrych niemieckich generałów i poprzez użycie nagłych rajdów kawalerii wyjść na tyły ich zgrupowań i sztabów. Naruszając przy tym poważnie stany osobowe sił niemieckich i ich morale, także poprzez skuteczne użycie małej liczebnie artylerii. Niestety pomimo takich sukcesów na polu walki zaczęło brakować amunicji, nie będąc przygotowanym do prowadzenia samodzielnie wojny Kleeberg nie mógł liczyć na uzupełnienia broni, amunicji i ludzi. Mjr. dypl. Grzeszkiewicz tak oto relacjonował końcowy etap ostatniej bitwy Samodzielnej Grupy Operacyjnej pod Kockiem:
p23098


„Generał Skrzyński (z lewej) melduje, że Niemcy nacierają z północy jest to 29 Dywizja Zmotoryzowana, ale zdołał utrzymać jak do tej pory i będzie jutro trzymał dalej jeżeli dostanie amunicję.



Brzoza_OttPułkownik Brzoza-Brzezina (z prawej) mówi, że trudno było dzisiaj, ciężkie były walki. Musieliśmy oddać duży kawał terenu, ale jutro będziemy bili się dalej proszę tylko o amunicję. 



427px-EplerPułkownik Epler (drugi z lewej) na południu melduje – Mam sukces Niemcy uciekają, proszę o amunicję”.



Grzeszkiewicz kontynuuje „Amunicji nie posiadamy, Generał Kleeberg decyduje się przerwać walkę ażeby nie rozlewać nadaremnie krwi żołnierskiej”. 6 października gdy SGO kapituluje wszyscy w sztabie milczą, bo jak tu się przyznać do tego, że Polacy się poddają, choć wcale nie zostali pokonani. Nikt nie zna motywacji gen. Kleeberga, mimo to trzeba przyznać że walczył do ostatniego naboju. Z nikim nie konsultował swoich rozkazów, odpowiedzialny za ludzi wziął tę decyzję na siebie. Nikogo nie pytał o zdanie i nikomu niczego nie tłumaczył, mówił oficerom i żołnierzom – „Przydacie się jeszcze Polsce”. Gdy kapitulował niemieccy generałowie gratulowali Polakom ich waleczności, mówili: „Biliście się tak, jak tylko potrafi się bić żołnierz niemiecki”. Kleeberg zimno odpowiedział: „Biliśmy się tak długo, jak długo mieliśmy amunicję. To wszystko”. Niemcy dopytywali „Ale dlaczego krwawo, dlaczego tak krwawo?” – na to pytanie Kleeberg nawet nie zamierzał odpowiadać. Dla żołnierzy Kleeberga ta bitwa, toczona z Niemcami, ale przy sowieckim wsparciu lotniczym, była po prostu kolejną walką z najeźdźcami. Toczyli ją od trzech tygodni, a mieli toczyć przez następnych kilka lat. podpisKleeberg dał wolną rękę oficerom i żołnierzom – mogli przebrać się w cywilne ubrania i uniknąć niemieckiej niewoli. Jednak zapowiedział w rozkazie odczytanym przed kapitulacją, że rozpacz jest zabroniona, a każdy żołnierz czy oficer, który w akcie bezmyślnej rozpaczy targnie się na życie – nie zostanie pochowany, lecz porzucony krukom i wronom na pożarcie. Polska w tysiącletniej historii nigdy nie słyszała podobnego rozkazu. Jak się okazało, na 19 860 ludzi, jak ustalił mjr. Grzeszkiewicz, stwierdzono jedynie cztery samobójstwa i to ludzi, do których nie dotarł rozkaz generała. Co więcej, tam na polach Kocka, z błogosławieństwem gen. Kleeberga rodziły się oddziały konspiracji, a setki ludzi znikało w lesie, by zgodnie z rozkazem swego generała „iść do Polski, bo Polska was potrzebuje”, ciekawą rzeczą jest to, że obsada jednostek SGO była niepełna i wynosiła łącznie ok.19860 żołnierzy to tylko nieco więcej, niż powinna liczyć jedna dywizja piechoty. Należy wspomnieć, że decyzja Kleeberga o tym by iść na Zachód, niezależnie czy przemyślana czy instynktowna – ocaliła oficerów SGO przed losem jeńców Kozielska i dalej ofiar Katynia, a żołnierzy uchroniła przed radzieckimi łagrami.

w105kleebergKleeberg oraz pozostali oficerowie trafił do niemieckiej niewoli – obozu jenieckiego pod Dreznem. Niestety, Generał nie dożył końca wojny Niemcy nie zezwolili na głodówki, które kiedyś przywracały mu zdrowie był bowiem chory na czerwonkę – a zarządzający obozem niejedzenie traktowali jako bunt. Dochodziło, jak relacjonował mjr. Grzeszkiewicz, do karmienia generała na siłę, przez rurkę. Gasł w oczach, a gdy lekarze obozowi pojęli, że jest bliski śmierci, pozwolili na przyjazd żony z Warszawy. W kalendarzyku, w którym Kleeberg jak zawsze bez zbędnego słowa skargi zapisywał sprawy ważne, pod datą 12 marca 1941 r. zapisał: „środa. Wanda przyjechała. Aż się zbeczałem”. Pod datą 15 marca zapisał: „sobota. Wanda przywiozła mi wodę z Lourdes. W Warszawie twierdzą, że ZSRR lada dzień przeciw Niemcom ruszy. Ja w to nie wierzę”. Pod datą 5 kwietnia 1941 r., inną ręką, najpewniej żony, zapisano, że zmarł. W PRLu pisano o nim raczej ciepło, z jednego powodu – umarł „na czas” i swoim działaniem nie szkodził komunistom w zdobyciu władzy w Polsce. W 1969 r. sprowadzono jego prochy do Polski i spoczął pośród swoich żołnierzy na cmentarzu wojskowym w Kocku.

Był jednym z najwybitniejszych dowódców i strategów jakich dała Polska, szalenie inteligentny, sprytny oraz wybitny taktycznie. Naprawdę bardzo żałuję, że nie odegrał większej roli w kampanii wrześniowej jako dowódca jednej z armii. Muszę tutaj wspomnieć o jego rywalu z manewrów i wrogu – gen. Dębie-Biernackim, który to swoim tchórzostwem i niekompetencją spowodował rozbicie w bezsensownych bitwach największego związku taktycznego Wojska Polskiego, który znajdował się pod jego dowodzeniem – Armii Prusy. Manewry dowiodły kto był lepszy i miał większe pojęcie o dowodzeniu. Można śmiało powiedzieć, że obronił honor Wojska Polskiego w 1939 r., bowiem Niemcy nie mogli podśmiewać się, że pobili nas w 3 tygodnie. Generał Franciszek Kleeberg walczył najmądrzej jak się tylko da – dopóty dopóki miał broń i amunicje, a co ważne liczył się z życiem swoich żołnierzy. Kiedy amunicja się skończyła: „Pragnął zachować krew żołnierska która przydać się może”. Był wybitnym dowódcą mającym świetne podejście do swoich oficerów i żołnierzy, umiał patrzeć dalej niż inni. Wraz z kapitulacją ostatniego walczącego polskiego zgrupowania operacyjnego – Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Kleeberga – kampania 1939 r. dobiegła końca.
PIC_37-41 (2)